BAJKI I BAJECZKI – DO POSŁUCHANIA, POCZYTANIA, OBEJRZENIA

PROPOZYCJA PANI AGNIESZKI PIETRZAK-TARNOWSKIEJ 

Bajki świąteczne: top 10 najlepszych bajek na święta

Bajki świąteczne jak nic innego potrafią wprowadzić  dzieci w piękną atmosferę świąt Bożego Narodzenia. Zobacz 10 najlepszych bajek na święta, które warto obejrzeć ze swoim dzieckiem.

Top 10 najlepszych bajek na święta

1. Ekspres polarny

Bajka „Ekspres polarny” została stworzona na podstawie inspirującej książki dla dzieci Chrisa Van Allsburga. Opowiada o kilkuletnim chłopcu, który wątpi w istnienie w Świętego Mikołaja.

W Wigilię znajduje on przed swoim domem zaparkowany pociąg, który ma jechać na Biegun Północny. Pragnieniem chłopca jest zdobycie srebrnego dzwonka z sań Świętego Mikołaja. Czy uda mu się znaleźć ten dzwonek i przywieźć go do domu?

2. Artur ratuje Gwiazdkę

Bajka, która w ciekawy sposób tłumaczy dzieciom, jak Święty Mikołaj jednej nocy jest w stanie odwiedzić dzieci na całym świecie. Odpowiedzią na to pytanie jest… skomplikowany system oraz armia pomocników. W pracy Mikołajowi pomagają synowie. Najmłodszy z nich – Artur ma za zadanie dostarczyć paczkę, która wymknęła się systemowi. Zabiera renifery, sanie i wraz z dziadkiem udaje się na misję. Czy poradzi sobie z tak odpowiedzialnym zadaniem? Czy każde dziecko dostanie świąteczny prezent?

3. Ciekawski George – „Małpiszon i Gwiazdka”

Bajka „Małpiszon i Gwiazdka” to dłuższa bajka opowiadająca świąteczną historię Georga. George to sympatyczna, choć psotna małpka, która żyje w mieście ze swoim właścicielem i ma mnóstwo przygód.  Małpka jest podekscytowana z okazji zbliżającej się Gwiazdki, wspólnie ze swoim panem szykuje się do świąt. Obydwoje nie zapominają też o prezentach, choć mają z tym problem. Zarówno George, jak i Człowiek W Żółtym Kapeluszu nie wiedzą, jaki podarunek wybrać. Czy uda im się położyć pod choinką trafione prezenty? Co sobie nawzajem podarują?

4. Rudolf Czerwononosy Renifer

Bajka doczekała się wielu wersji (były także musicale, piosenki i filmy), ale najbardziej kultową jest kreskówka z 1998 roku. Jej fabuła oparta jest na świątecznej opowieści, którą często opowiadają dzieciom rodzice w Ameryce. Bajka opowiada o młodym reniferze Rudolfie, który marzy, by dostać się do zaprzęgu Świętego Mikołaja. Niestety, zadania nie ułatwia mu czerwony nos, który jest obiektem drwin. Czy Rudolf Czerwononosy osiągnie wymarzony cel mimo nietypowego wyglądu?

5. Grinch. Świąt nie będzie

Kultowa bajka, zaliczana do klasyki animacji pochodzi z 1966 roku, ale od niedawna możemy ją oglądać również w nowej wersji 3D. Bajka opowiada o zrzędliwym Grinchu, który nienawidzi świąt i chce zepsuć Gwiazdkę swoim sąsiadom, wymazując ją z ich pamięci. W tym celu przebiera się za Świętego Mikołaja i zakrada się do wioski, by ukraść z niej wszystkie świąteczne elementy. Czy Grinchowi uda się zepsuć święta?

6. Pada Shrek

Zielone ogry doczekały się również świątecznego wydania. 20-minutowa animacja pt. „Pada Shrek” opowiada o pierwszych świętach, które Shrek ma spędzić razem z Fioną. Ogr zaplanował na ten czas spokojne, rodzinne celebrowanie, ale jego przyjaciele mają zupełnie inne plany i wywrócą do góry nogami Shrekowe święta.

7. Mickey. Bajkowe święta

Kultowi bohaterowie w świątecznej odsłonie z 1999 roku. Bajka to w zasadzie kompilacja trzech opowiadań, w których głównymi bohaterami są: Mickey, Minnie, Goofy, Daisy, Pluto, Donald. Historie, które opowiadają mają w sobie mnóstwo świątecznej magii i przywołują najlepsze emocje. To idealna bajka dla przybliżenia dzieciom istoty świąt Bożego Narodzenia i pokazania, co jest w tych dniach najważniejsze. Ponadczasowe i uniwersalne – dla całej rodziny!

8, Opowieść wigilijna (2009)

Któż z nas nie zna opowieści Charlesa Dickensa o starym, zgorzkniałym skąpcu Scrooge, który nie lubi świąt i ludzi? Tę Diseneyowską, najnowszą wersję tej historii warto zobaczyć, także ze względu na niezwykłą animację 3D, która zapiera dech w piersiach. Ciekawostką jest fakt, że w oryginalnej wersji językowej – głównego bohatera dubbinguje Jim Carrey. Bajka ze względu na przejmujący i poważny charakter nie nadaje się dla małych dzieci.

9. Renifer Niko ratuje święta.

Ta międzynarodowa produkcja zasługuje na obejrzenie z wielu powodów. To sympatyczna i piękna opowieść o małym reniferze, który jest ciekawy swojego pochodzenia. Od mamy dowiaduje się, że jego tata jest reniferem w zaprzęgu Świętego Mikołaja, więc postanawia go odszukać. Nieoczekiwanie musi stać się równie mężny i odważny co jego tata, gdy okazuje się, że jako jedyny może uratować zbliżającą się Gwiazdkę.

10. Magiczna zima Muminków

Muminki to kultowa bajka, którą ogląda już kolejne pokolenie dzieci. Najnowszą opowieścią o Muminkach jest bajka z 2017 roku. „Magiczna zima Muminków” to historia znanych nam bohaterów, którzy po raz pierwszy mają możliwość nie zasypiać na zimę i tym samym przeżyć wszystkie zimowe wydarzenia – w tym Gwiazdkę – tak jak wszyscy. Czy brak zimowego snu się Muminkom opłaci? Jakie będą te ich pierwsze wspólne święta?

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

PROPOZYCJA PANI WIOLETY TONDRYK

https://basn.pl/bajki/do-czytania.php

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

PROPOZYCJA PANI AGNIESZKI PIETRZAK-TARNOWSKIEJ

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

PROPOZYCJA PANI KASI BIENIASZEWSKIEJ

Na stronie www. bajkowisko.pl  możesz posłuchać i obejrzeć wiele pięknych bajek, tych bardziej i mniej znanych.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

PROPOZYCJA PANI AGNIESZKI PIETRZAK-TARNOWSKIEJ

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

PROPOZYCJA PANI AGNIESZKI PIETRZAK–TARNOWSKIEJ 

CAŁY ŚWIAT ZE ZŁOTA

Gdy na niebie wybuchł meteoryt, nazywany również spadającą gwiazdą, i jego części rozpadły się na tysiące kawałków, cała ziemia pokryła się złotym pyłem. Złote były domy, złote rośliny i zwierzęta, nawet skóra ludzka była złota.

Jedna tylko staruszka, która pozostała w domu, by na drutach robić ładny, wełniany sweter przeznaczony dla wnuka Pawła, uniknęła tego złotego deszczyku.

Była to miła staruszka o siwych włosach, które okalały jej owalną, różową twarz.

Co pewien czas unosiła dobre, niebieskie i przejrzyste oczy znad swetra, poprawiała okulary w metalowych oprawkach, aby spojrzeć na zegar stojący na stoliku i śpiewała: „0, jaka piękna jest nasza ziemia! Zielone góry o białych szczytach, niebieskie niebo, czerwone dachy domów, tak jak sweter mojego wnuczka”.

Piosenkę usłyszała pewna dziewczynka, która przechodziła blisko okna starszej pani i – nie widząc tych kolorów, które ona wymieniała, gdyż sama znała jedynie złote góry, złote drzewa, złote domy – postanowiła się zatrzymać.

– Dzień dobry, Franko!

– Znasz moje imię?

– O, moje dziecko, ja ciebie dobrze znam. Widzę, jak codziennie przechodzisz i słyszę twoją mamusię, gdy pyta się, czy wzięłaś chusteczkę.

– To prawda, często o niej zapominam.

Babciu, opowiedz mi o świecie, o którym śpiewasz. Ja nigdy nie widziałam kolorów, o których mówisz.

Staruszka cierpliwie zaczęła opowiadać:

– Gdy byłam dziewczynką, zawsze chodziłam z ojcem łowić ryby. Lubiłam siedzieć cichutko nad brzegiem rzeczki i obserwować pluskające rybki, i kamyki, które błyszczały jak drogie kamienie. Głaskałam zielone źdźbła trawy, żółte płatki złocieni, niebieskie – bławatków, białe – margerytek. Gdy nie byłam zmęczona, biegałam szczęśliwa po łące, aby złapać różnobarwne motyle. Ich skrzydełka miały najróżniejsze kolory: brązowy i pomarańczowy, biały i niebieski z kilkoma czarnymi punkcikami, różowo-perłowy i zielony jak groszek.

Byłam także szczęśliwa, gdy potem tatuś zachęcał mnie, abym zobaczyła, co znajduje się w koszyku. Było w nim wiele rybek białych, różowawych, srebrzystych.

Franka słuchała z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma i buzią.

– Jaki piękny musi być świat pełen kolorów! Gdy wszystko jest złote, wygląda to bardzo monotonnie i zawsze identycznie. Babciu, nie można tego złotego koloru zmienić?

– Wiesz – odpowiedziała staruszka – jeżeli przyrzekniesz mi, że zwołasz wszystkie dzieci z twojej dzielnicy, ja postaram się o tajemniczą receptę.

– Franka zaczęła chodzić od domu do domu, pytając każde dziecko:

– Czy chcesz pójść ze mną, by pokolorować świat?

Dzięki swej uprzejmości i uśmiechowi, przekonała wszystkie dzieci, by poszły za nią.

W drzwiach swego domu oczekiwała na nie staruszka. Każdemu dała nową, nowiuteńką miotłę.

– Co mamy zrobić? – spytały dzieci chórem.

Babcia odpowiedziała: – Zacznijcie zamiatać!

Nieśmiało i niepewnie zaczęły od chodnika. Obłoki złotego pyłu wzbiły się w powietrze. Chmury czując, że coś je szczypie w nos, zaczęły kichać. Czyżby się zaziębiły? Jedna kropla, druga kropla, trzecia… zaczęła się ulewa. Co za cud! Złoty pył, zebrany w kupki przez miotły dzieci, zaczął się rozpuszczać w małych strumyczkach i zagubił się w ziemi.

Ile to wymagało potu, ile trudu! Ale świat był teraz o wiele ładniejszy! Każdy spoglądał szczęśliwy, wszyscy mieli czerwone policzki i błyszczące oczy. Drzewa ze swymi brązowego koloru gałęziami pyszniły się wielkimi liśćmi, intensywnie zielonymi; tu i tam widoczne były słodkie, czerwone owoce. Kwiaty miały korony w tysiącach przeróżnych kolorów. Wszystko było czyste, świeże, schludne.

Jedynie w ogrodzie staruszki od tego dnia zaczęło wyrastać drzewo całe ze złota, które miało złote jabłuszka. Ale ilekroć dzieci przychodziły urwać jabłka, z trudem wdrapując się na drzewo i pocąc się przy tym (staruszka nie miała na to sił), owoce nabierały ślicznego, czerwonego koloru. Ten, kto potem je zjadał, stawał się dobry i szlachetny. Były to bowiem magiczne owoce dobroci.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

PROPOZYCJA PANI KASI BIENIASZEWSKIEJ

Marcin Przewoźniak ” Kawka królem” ze zbioru „Bajki Ezopa”
Pewnego dnia Zeus, ojciec i władca wszystkich bogów, postanowił mianować władcę wszystkich ptaków na ziemi.
Zwołał wszystkie ptaki i obwieścił im,ze wyznaczonego dnia mają stawić się na polanie nad zatoką Koryncką. Najpiękniejszy ze wszystkich zostanie królem,a złotą koronę otrzyma właśnie z rąk Zeusa.
Ptaki ze wszystkich stron swiata zlatywały się nad lazurowe wody zatoki przez wiele dni. Obsiadły gałęzie drzew, brodziły w płytkiej wodzie, kąpały się w piasku, trzepotały skrzydłami. Dziobami czesały swe piórka, wyskubując te brzydsze i zabrudzone, za to czesząc  ładne i najbardziej okazałe.
Pomiędzy nimi podskakiwała szaroczarna kawka. Wiedziała,że jest brzydka i pospolita, a mimo to bardzo chciała zostać ptasim królem.
Wpadła na przebiegły pomysł. Kręciła się pomiędzy skrzydlatym bractwem i podnosiła porzucone wielobarwne pióra innych ptaków.
Kawka wpinała sobie kolejno w skrzydła i w ogon kolorowe piórka. Ozdobiła się złotymi prążkowanymi piórami bażanta, które były długie niczym sztylety. Przyczepiła sobie czerwony puch gila i błękitne piórka zimorodka.
Ustroiła się w długie zielone pióra papugi i żółte lotki skradzione wildze. Wreszcie przejrzała się w wodzie i zaniemówiła. Nie było nad brzegami zatoki bardziej kolorowego i pięknego stworzenia. Inne ptaki aż zaniemówiły z wrażenia.
Tylko szara sowa siedząca w zacienionej dziupli obserwowała swymi wielkimi oczami jak niepozorna kawka przymierza cudze piórka. A wieczorem podlatywała do ptaków i coś im w tajemnicy szeptała.
Gdy nadszedł dzień wyznaczony przez Zeusa, wszystkie ptaki posłusznie zgromadziły się na wielkiej agorze. Obsiadły skalne półki i gałęzie drzew tak, że wyglądały jakby siedziały w rzędach wielkiego amfiteatru.
Zeus po kolei oglądał surowo każdego ptaka. Nareszcie jego wzrok zatrzymał się na wielokolorowej kawce.
Zeus zachwycił się jej pięknością i już miał ogłosić kawkę królem, gdy wtem stało się coś niezwykłego. Do kawki jako pierwsza podleciała sowa i zakrzywionym dziobem wyszarpnęła jej z ogona miękkie, nakrapiane pióro. Zaraz za nią wyrwała kawce ze skrzydła swe piórko sójka, a z ogona bażant wyskubał piękny, złocisty szpic.
Wszystkie ptaki rzuciły się na kawkę i pozbawiły ją wszystkich piórek, w które się przebrała.
I po chwili kawka została taka, jak ją bogowie stworzyli: niepozorna, czarnoszara i zwyczajna.
A Zeus tylko zmarszczył brwi i wrócił do swojego królestwa w chmurach. I tak ptaki nigdy nie dostały prawdziwego króla.
Tak to bywa,że gdy ktoś stroi się w cudze piórka i udaje,że jest zupełnie kimś innym niż naprawdę, nie tylko sobie może zaszkodzić, ale i swoim bliźnim. Bo kłamstwo nigdy nie popłaca.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

PROPOZYCJA PANI ANI ŁUCZKIEWICZ

Biały Kotek i wiosna

Był sobie mały biały Kotek. Dzisiaj obudził się wcześniej niż zwykle. Przeciągnął się mocno, i tak sobie leżąc, spoglądał w stronę okna. Wtem dojrzał coś, co nie pozwalało mu dalej leniwie wylegiwać się na łóżeczku. Nawet pokusa tarmoszenia się z poduszką nie była tak wielka, jak ciekawość – ta była ogromna! Obrócił się, stanął na cztery łapki i ostrożnie podszedł do okna. Tam, gdzie jeszcze wczoraj leżał śnieg, dzisiaj było zielono.

Z ziemi wyrosła zielona trawa, także drzewa zaczęły się zielenić. Ich gałązki zrobiły się całe zielone, chociaż kotkowi wydawało się, że tam nie ma jeszcze listków. Zbliżył pyszczek do szyby, aby się lepiej przyjrzeć, i wtedy poczuł, jak coś go łaskocze w policzek. Odsunął się gwałtownie, spojrzał uważne przed siebie, ale nic nie zobaczył. To nie była roślina, ani zabawka. Spróbował raz jeszcze. Te łaskotki to były ciepłe promienie słońca, które wkradało się przez małe okienko.

Kotek był zachwycony.

Szybko podbiegł do posłania swojego przyjaciela Pieska, by opowiedzieć mu o swoim nowy odkryciu. Wdrapał się na niego, piszcząc radośnie: „Wstawaj, wstawaj!”. Piesek otworzył jedno oko, starając się zrozumieć coś z tego, co opowiada mu mały Kotek. O trawie, o drzewach i o słońcu, co łaskocze.

Po małym śniadaniu wyszli na dwór. Kotek postawił nóżkę na trawie i podskoczył. Była mokra.

„To rosa” – opowiedział Piesek.

Kotek ostrożnie stąpał po miękkim, zimny podłożu. Po chwili się przyzwyczaił i zaczął oglądać drzewa.

„Piesku, zobacz jakie śmieszne listki. Wyglądają, jak małe kulki waty”.

„To nie listki” – odpowiedział Piesek – „to kotki!”

„Kotki”?? Kotek nie mógł wyjść ze zdziwienia. Nie wiedział, co ma o tym myśleć, bo jak to tak: kotki rosną na drzewach?

„Tak Kotku, bo tak nazywa się bazie – takie kwiatki, które rosną na drzewie. To nie są takie kotki prawdziwe jak ty, ale nazywają się tak samo.”

Kotek odetchnął z pewną ulgą, ale bardzo chciał dotknąć tych tajemniczych bazi. Ostrożnie zbliżył się do gałązki. Bazie były mięciutkie, prawie tak samo, jak jego lśniące futerko.

„Są piękne” – powiedział do Pieska.

Dalej było jeszcze piękniej. Mijali krzaki, które były pełne małych żółtych kwiatków. Na dole, pośród kępek trawy, wystawały niewielkie fioletowe kwiaty. A wysoko, na gałęziach, radośnie śpiewały ptaki.

Kotek zmrużył oczy.

W tej chwili Piesek wyciągnął z plecaka niewielki koc w kratę i rozłożył go na ławce.

„Chodź, usiądziemy i zrobimy pierwszy wiosenny piknik!” – sięgnął do plecaka po kanapki i termos z ciepłą herbatą z suszonych owoców. Po chwili słychać były jedynie szelest rozpakowywanych papierków od kanapek.

Po drodze do domu zajrzeli jeszcze nad staw do swoich przyjaciółek kaczek, machając im radośnie na przywitanie, a potem minęli młyn wodny, który cicho, z lekkim szumem przelewał wodę ze strumyka. Skręcili w małą leśną ścieżkę i szli, szli, szli do swojego domku, ciesząc się słonecznym dniem.

Już w domu, po wieczornej toalecie, umościli się na swoich miękkich poduszkach. Piesek przytulił Kotka. Spokojnie przymknęli oczy, a ich oddech stał się spokojniejszy. Kotek jeszcze zdążył zamruczeć „To był fajny dzień, Piesku”, a Piesek już prawie śpiąc, odpowiedział cichutko: „Tak, jutro też będzie miły dzień, dobranoc.” Nie minęła chwila, a obaj już spali, śniąc swoje bardzo słoneczne sny.

Bajka pochodzi ze strony domowa.tv

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

PROPOZYCJA PANI AGNIESZKI PIETRZAK – TARNOWSKIEJ

WIOSENNA BAJKA WIELKANOCNA  – PIOTR P. WALCZAK

Śnieg stopniał już dawno. Królik o klapniętym uchu wystawił nieśmiało nos z norki w której spędził ostatnie kilka miesięcy. Zaciągnął się głęboko świeżym powietrzem. WIOSNA! Czas poskubać zieloną trawkę, powygrzewać wyliniałe futerko na słońcu! Wyskoczył niemrawo z zimowego legowiska. Po długim okresie przebywania w ciemnościach, Królik długo mrużył oczy zanim przywykł do oślepiającej jasności dziennego światła.

Jak okiem sięgnąć, rozciągał się przed nim soczysty, zielony dywan trawy. Zabrał się więc natychmiast za pierwsze wiosenne śniadanie. Och, jak smakowały młodziutkie kępki! Jakże inne od suchych wiązek, które podjadał w zimie w swojej spiżarni! „Mniam, mniam, wspaniały smak” – myślał sobie Królik szczypiąc raz za razem soczyste źdźbła.

– Pi, pi, pi! – rozległo się nagle w pobliżu.

Królik zastygł w bezruchu. Z pyszczka sterczały mu dwa liście młodego mlecza – niczym monstrualne, zielone kły.

– Pi, pi, pi – pipipikowanie stało się bardziej natarczywe i dochodziło z małej, żółtej kuleczki toczącej się po zielonym dywanie wprost na Królika. W końcu kulka uderzyła w niego miękko, odbiła się i pipiknęła żałośnie. Królik drgnął a z pyszczka wypadł mu jeden listek. Drugi listek wypadł mu, gdy kulka zapiszczała radośnie „Mama!”.

Mógł za to teraz dokładniej przyjrzeć się kulce. Okazało się, że jest puszysta jak królik i posiada dwie cienkie, różowe nóżki. Miała czarne oczka i mały dziobek.

– Pi, pi, pi! Mama! – krzyknęła radośnie żółta kuleczka.

– Nie jestem żadna mama – obruszył się futrzak. – Po pierwsze jestem królikiem a ty kurczakiem, więc to niemożliwe. A po drugie, jestem facetem, więc to niemożliwe podwójnie – wyjaśnił rzeczowo.

– Och, ty na pewno jesteś moją mamusią, jesteś taka duża i puszek masz taki jak ja!

– Przecież ci tłumaczę, że jestem chłopakiem! – zdenerwował się Królik. – Poza tym nie przypominam sobie, żebym ostatnio znosił jakieś jajka!

– Nie znosisz jajek? – upewniało się kurczątko.

– W żadnym wypadku. Twoją mamą jest kura. Kura znosi jajka i z nich na wiosnę wylęgają się kurczęta, takie jak ty – pouczył żółtodzioba Królik.

– Och, co ja teraz zrobię? Kiedy wyszedłem z jajka, nie było nikogo, tylko wszędzie same skorupki. Pi, pi, pi, gdzie jest moja mamusia – zaczął chlipać kurczaczek.

Królik był zły na tą małą żółtą kulkę, która piszczała i płakała, przeszkadzając mu w delektowaniu się pierwszym wiosennym śniadaniem. Chciał mu powiedzieć, żeby poszedł szukać gdzie indziej matki kury ale kiedy popatrzył na żałośnie kwilące kurczątko, żal mu się go zrobiło.

– Dobrze już dobrze, przestań kwilić mały, poszukamy twojej mamy. Trafisz z powrotem do gniazda?

– Chy– chyba tak! – zapiszczał radośnie Kurczak. – W tę stronę!

Żółta kulka dała nura w zielony dywan trawy i pognała przed siebie. Królik pokicał za nią. Po pięciu minutach króliczego kicania i kurczęcego truchtania znaleźli się nad leniwie płynącym strumykiem. Po obydwu jego stronach stały grube, stare wierzby. Wyglądały jak wielkie czupiradła kłaniające się sobie nawzajem. Długie, giętkie gałązki przypominały włosy tańczące na wietrze w które wpleciono mnóstwo korali. Te koraliki to były niezliczone ilości bazich kotków – wierzbowych kwiatów przypominających puszyste kuleczki.

Jedna z takich kulek spadła wprost pod nóżki Kurczaka. Ten pochwycił go bez zastanowienia w dziobek i zaczął dreptać dalej.

– Ej, Kurczak, po co ci ten kotek? Będziesz go jadł, czy co? – zapytał zaciekawiony Królik.

– No skądże, zaopiekuję się nim, mamusia go opuściła – powiedział Kurczak, delikatnie kładąc wierzbowego kotka na ziemi.

– Że, że co? – Królik aż przysiadł z wrażenia – zwariowałeś? Przecież to jest zwykły baziak, baziaki nie mówią ani nic nie czują.

– Ten wszystko rozumie! Mówi, że jest bardzo samotny i potrzebuje mamusi. Więc ja będę jego mamusią.

– A ty Kurczak właściwie to jesteś chłopak czy dziewczyna? – zapytał Królik, a oczy miał jak dwa wielkie talerze.

– Chłopak jestem oczywiście, kogutek.

– To jak możesz być mamusią?! – wrzasnął Królik. – W dodatku mamusią wierzbowego kotka, który spadł z drzewa?! – pieklił się dalej. – Poza tym jesteś przecież dzieciakiem, który dopiero co wykluł się z jajka, a dzieci przecież nie mogą mieć dzieci!

– Nie krzycz tak wielka mamusiu, straszysz wierzbowego kotka… – Kurczak pogładził dziobem swoją małą znajdę.

Królik zamilkł nieco speszony. „Może rzeczywiście ten mały jakoś się rozumie z baziakiem?” – pomyślał. „W końcu, kto go tam wie…”

– Dobrze już dobrze, chodźmy dalej szukać twojej mamy kwoki, bo jak tak dalej pójdzie, to nie znajdziemy jej do wieczora.

– Ale… ale ja już nie bardzo wiem, gdzie jesteśmy, nie pamiętam w którą stronę iść – chlipnął kurczak.

– No a coś pamiętasz, w ogóle, cokolwiek, coś, no wiesz, byle co…. – tracił nadzieję futrzak.

– Pamiętam „beeeeee…” – powiedział Kurczak.

– Beeeeee? – postawił klapnięte ucho Królik.

– Tak jakby. Beeeeee.

Królikowi ucho klapnęło z powrotem. Znów miał wybuchnąć złością ale ucho podniosło się na nowo. W oddali usłyszał coś jakby „beeeee”. Wytężył słuch, czy aby się nie przesłyszał. Beczenie powtórzyło się. Dobiegało z drugiej strony rzeczki.

– Chyba wiem w którą stronę powinniśmy iść – powiedział i pokicał w stronę kładki przerzuconej przez rzeczkę.

Kurczak potruchtał za nim z bazim kotkiem w dzióbku.

Po kilku chwilach dotarli na polanę skąd dochodziło beczenie. Na jej środku stał duży, wełnisty baran z pokaźnymi, kręconymi rogami na głowie. Szczypał trawę, a między każdym szczypnięciem wydawał żałosne pobekiwanie.

– Cześć Baranie – rzucił Królik na przywitanie.

– Dlaczego mnie przezywasz baranem, beeee?! – zabeczał Baran.

– Przezywam? Przecież jesteś Baranem – zdziwił się Królik.

– Ja ci pokażę barana! – zabeczał Baran, gniewnie zniżył łeb w stronę Królika i zaczął przebierać nerwowo jedną nogą. Wystraszony Kurczak schował się za futrzaka.

– Daj spokój baranku, daj spokój bo ja… – Królik zaczął się pomału wycofywać.

– Bo ja, bo ty, bo co? – ruszył za nim Baran gniewnie sapiąc nozdrzami.

– Bo mam Kurczaka i nie zawaham się go użyć! – zaryzykował Królik, wypychając biednego Kurczaka przed siebie.

Kurczak wyglądał przy Baranie jak pchła przy tłustym kocie. Trzymając kurczowo baziaka, zmrużył oczy ze strachu. Bał się nawet pomyśleć, co się zaraz stanie. Stała się jednak rzecz zupełnie nieoczekiwana. Baran, gdy zobaczył Kurczaka natychmiast cofnął się o dwa kroki, padł na ziemię i rozpaczliwie zabeczał.

– Nieeee, beeeeee, nieeeeee! Tylko nie kurczaki! Zabierzcie je ode mnie!

– Teraz pamiętam, pipipi! – zapiszczał Kurczak. – Kiedy wyklułem się z jajka to beczenie mnie wystraszyło. Wyskoczyłem z gniazda i biegłem przed siebie!

– Aż dobiegłeś do mnie – stwierdził Królik.

– Tak, tak było! Gdzieś tutaj musi być moja mamusia! Pipipi!

– Nie rozumiem tylko jednego… – zastanowił się Królik. – Dlaczego wielki Baran boi się małego Kurczaka?

Ledwie powiedział te słowa, z zasuszonych zarośli otaczających polanę wyskoczyła najpierw pomarańczowa a potem niebieska kulka. Zaraz za nimi wyskoczyła kulka fioletowa, brązowa, jasnozielona, czarna w jasne kropki, niebieska w żółte paski, żółta w czerwone kropki, o rety! Chmara kolorowych kulek potoczyła się po trawie wprost w kierunku beczącego żałośnie Barana.

– Tatuś, tatusiek, tatunio! Pipipi! – piszczały kolorowe kulki. Otoczyły Barana, pipikały radośnie, niektóre powskakiwały na niego i buszowały w jego gęstej, białej wełnie. Były to zupełnie takie same kurczaki jak Kurczak z wierzbowym kotkiem ale jakieś takie… kolorowe.

– Khe, khe… – zakaszlał przypominając o swojej obecności Królik. – Słuchaj kolego, bara… baranku. A dlaczegóż to te maluchy nazywają cię… tatusiem?

– To nie jest wcale śmieszne – odparł Baran nie otwierając oczu. – To można powiedzieć nawet pewna… tragedia.

– Tragedia? Jak to? – zaciekawił się Królik, a Kurczak z wierzbowym kotkiem patrzył oszołomiony na buszujące w baraniej wełnie kolorowe pisklaki.

Baran westchnął i zaczął opowiadać.

– Tu niedaleko, w zaroślach, siedziała Kura na jajkach. Siedziała na nich przez długi czas. Nic nie jadła i nic nie piła bo się bała, że jak opuści gniazdo, to jajka się zaziębią i kurczątka się nie wyklują. W końcu jednak musiała się napić i coś zjeść. Potruchtała szybko nad rzeczkę, napiła się, pojadła trochę i wróciła do gniazda. Wtedy okazało się, że ktoś jajka jej pomalował. Na pomarańczowo, niebiesko, fioletowo, brązowo, jasnozielono, czarno w jasne kropki, niebiesko w żółte paski, żółto w czerwone kropki i tak dalej i tak dalej. Tylko jedno jajko pozostało nietknięte, widać ten ktoś nie zdążył go pomalować. Kura bardzo się tym przejęła. Nie wiedziała co się z takich pomalowanych jajek wykluje. Siadła jednak na nich znowu, bo jeżeli z kolorowymi jajkami coś będzie nie tak, to zawsze zostało przecież jedno normalne dla którego warto poświęcić jeszcze kilka dni. Siedziała więc dalej cierpliwie, aż dwudziestego pierwszego dnia skorupki zaczęły pękać. Jedno po drugim. Z kolorowych skorupek wyskakiwały kolorowe kurczaki. Z pomarańczowego jajka – pomarańczowy kurczak, z niebieskiego – niebieski….

– Z fioletowego – fioletowy, z brązowego – brązowy – wtrącił się Królik. – I tak dalej i tak dalej. I co było dalej?

– Dalej było tak, że wykluły się kurczęta ze wszystkich kolorowych jajek ale zostało jedno. To nie pomalowane. Kura siedziała na nim jeszcze przez cały dzień ale jajko było niewzruszone. Musiała jednak znowu czegoś się napić, coś przekąsić no i kolorowych kurczaków trochę przyuczyć do życia. Opuściła więc na trochę gniazdo a kiedy wróciła, okazało się, że z ostatniego jajka zostały same skorupki a po kurczaku nie ma śladu. Załamała się po tym nerwowo i gdzieś uciekła a że ja byłem najbliżej to kurczaki uznały, że jestem ich… tatusiem. Teraz nie mogę już jak dawniej skubać trawy bo mi spokoju nie dają…

– Wygląda na to, że nerwowe załamanie Kury było nieuzasadnione – poinformował Królik Barana. – Bo zguba się znalazła.

– Ach, więc to ty jesteś tym ostatnim Kurczakiem? – Baran przyjrzał się uważnie pisklakowi.

– Tak, to ja, a to mój wierzbowy kotek – pogładził Kurczak baziaka.

– Pozostaje nam tylko odnaleźć kurczakową mamę – powiedział Królik. – Gdzie ona się może podziewać?

– A żebym to ja wiedział… – westchnął smętnie Baran. Zaraz jednak został zagłuszony przez radosny okrzyk pisklaków.

– Mama, mamusia! Pipipi! – kolorowe kurczaki zaczęły szybko opuszczać baranie futro i pędzić w stronę zarośli, skąd z głośnym gdakaniem wynurzyła się Kura. – Mamusia się znalazła, braciszek się znalazł mamo! – przekrzykiwały się kurczęta.

– Och naprawdę? Odnalazł się? – uradowana Kura podbiegła do równie ucieszonego Kurczaka z wierzbowym kotkiem.

– Mamusia! Pipipi! – zapiszczał Kurczak.

– Dzień dobry… babciu – odezwał się Królik. – Masz tu swojego Kurczaka i wnuczątko.

– Babciu? Jak to babciu? Wnuczątko? – Kura szeroko otworzyła oczy patrząc na wierzbowego kotka w dzióbku Kurczaka.

– Tak, wnuczątko – mrugnął Królik do Kury porozumiewawczo. – Nie wiem czy wnuczek czy wnuczka ale to już chyba Kurczak ci powie, hahaha! – roześmiał się Królik wesoło. Musnął delikatnie Kurczaka po grzebyku. – Wracam do siebie. Powodzenia mały. Pilnuj się mamy i braciszków.

– Do widzenia! Do zobaczenia Króliczku – piskał Kurczak na pożegnanie. – Dziękuję!

Królik odwrócił się i pokicał w stronę kładki na rzeczce. Na mostku przystanął i popatrzył jeszcze jak wesołe kolorowe kropki oddalają się w stronę zarośli wraz ze swą mamą Kurą a Baran, już bez żałosnego beczenia, poszczypuje w spokoju trawę. Uśmiechnął się pod wąsatym nosem, wrócił w pobliże swojej norki i zabrał się za przerwane, wiosenne śniadanie.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

PROPOZYCJA PANI AGNIESZKI PIETRZAK – TARNOWSKIEJ

LEŚNE OPOWIEŚCI – SŁUCHOWISKO

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>